Dino De Laurentis pozował zawsze na wszechwładnego szefa i był taki, że jak miał wizje to ją realizował. Nie mam pojęcia w jaki sposób wpadł na to aby w roli tytułowej obsadzić Sama J. Jonesa, ale to było jedno z Jego najgorszych posunięć. Ten aktor, powiedzmy, to żywy dowód na to że nie każdy może zostać aktorem i że wygląd nie zawsze idzie w parze z talentem i charyzmą. Zaoszczędzanie na efektach to dodatkowy minus, w sumie jeszcze afiszowanie się z tym to już w ogóle, pokazanie jak głęboko ma sie widza w poważaniu. Najlepsze jest jednak to z jakim zapałem reżyser ogarnia całość i że naprawdę wierzy w ten film do końca, no niestety chyba zostaje sam w tym przekonaniu bo to dzieło dla nikogo. Ani dla widza dziecięcego, ani dla dorosłego czy nastoletniego. Ogląda się dobrze do jakiejś połowy, później mamy do czynienia z nudą oraz żenadą. Flash Gordon tak bardzo pragnie podpiąć się pod sukces "Gwiezdnych wojen" że pewne elemety zostały tu zapożyczone zywcem i mimo mojego hurraoptymizmu nie dałem rady przebrnąć przez drugą połowę filmu i film oglądałem dalej tak na skróty i cóż, długo i nudno mimo to. Nie warto.